piątek, 22 lutego 2013

[07] That kinda lovin sends a man right to his grave

Zapach denaturatu, dochodzący z zaplecza szkolnej sali, sprawił że żołądek April nieustannie upominał się o skrawek świeżego powietrza. Czas, który ich rozdzielił, spowodował że dziewczyna znów zadręczała się błahostkami ,a woń drażniąca jej nozdrza, wcale nie pomagała w uspokojeniu setek nurtujących myśli.
Za oknem jak co dzień szalała jesień. Liście, poruszane chłodnym wiatrem, nieustannie obijały się o budynek, wyrywając ze skupienia wszystkich uczniów. Ciemnowłosa nienawidziła takich dni, kiedy słońce wciąż chowało się za chmurami, zabierając każdy promień. Zbladła jeszcze bardziej, gdy duże krople deszczu zaczęły opadać na blaszany parapet, wydając przy tym irytujące dźwięki.
W duchu błagała już o upragniony dzwonek, który zaprowadziłby ją prosto w ramiona Justina i mimo tego, że nadal nękały ją bezpodstawne wyrzuty sumienia, wiedziała że tylko on potrafi teraz dać jej myślom ukojenie.
Całą lekcję fizyki, która ciągnęła się w nieskończoność, myślała o wydarzeniach ostatnich tygodni i skutkach wyjazdu do Nowego Jorku. Nie potrafiła skupić się nawet na zapisaniu notatki w zeszycie, więc porzucając długopis i ignorując upomnienia nauczycielki, zajęła się ponownym wpatrywaniem w zalaną kroplami deszczu szybę.
Nadal miała wrażenie, że wszystko to ,co działo się między nimi, narodziło się zbyt szybko, a ona za nic nie mogła tego zatrzymać. Każde działanie ,jakiego się podjęła, prowadziło jej do upadku i kolejnych morderczych zagadek, pojawiających się w jej głowie, co sprawiło ,że już sama nie wiedziała jak zachować się w obecności bruneta.
Biła się ze swoimi myślami, próbując wynaleźć jakiś sensowny sposób na spowolnienie osiemnastolatka, ale kiedy tylko przyszło jej spojrzeć na jego radosną, buntowniczą twarz, zmieniała zdanie, dając objąć się jego ramionom.

Tylko wyglądała na twardą, tak naprawdę była zbyt krucha.

Chłopak działał na nią jak grupka znajomych, namawiająca do zażycia działki heroiny, pod której wpływem w końcu ulegała paskudnemu narkotykowi. Miała wrażenie ,że poddając się miłości ,pakuje się w kolejne życiowe gówno.
Te wszystkie godziny przemyśleń, utwierdziły ją w przekonaniu, że patrzy na świat w zupełnie innych kryteriach i chyba właśnie znalazła osobę, która w zupełności to zaakceptowała i szczerymi chęciami pomoże jej odnaleźć się w tym niepoznanym jeszcze świecie, który teraz bez jego obecności tracił cały sens.
Miała tylko nadzieję, że nie zagubi się w nowym wątku swojego życia, bo tej pory słowo miłość znaczyło tylko starą kamienicę na Columbia Street i matkę, w której zawsze mogła znaleźć oparcie. Teraz najwyraźniej mogła dopisać do niego wiele nowych znaczeń i imię chłopaka, którego względy zdobyła stanowczo za szybko.
Znów zboczyła na temat jego pośpiechu i niecierpliwości, więc próbując zmienić bieg swoich myśli ,przygryzała nerwowo plastikową końcówkę ulubionego długopisu, który rok temu ciotka przysłała jej z Kanady.
Nieco poirytowana całą sytuacją, sięgnęła do kieszeni jeansów, po wibrujący telefon, który nie pozwalał skupić się jej na dalszych rozmyślaniach. Nie sądziła nawet, że trzy wyrazy "Justin przysyła wiadomość" ,wywołają u niej tak nagły przypływ energii i spowodują ,że znudzony grymas zostanie zastąpiony szczerym uśmiechem.

"Nie czekaj na mnie, muszę coś załatwić.
Przyjadę po ciebie o 17".

Zażenowana wrzuciła komórkę do skórzanej torby i w tej samej chwili ciszę w sali przerwał dźwięk dzwonka. Chwyciwszy książkę ,pognała ku drzwiom klasy z zamiarem jak najszybszego opuszczenia budynku.
Idąc korytarzem miała wrażenie, że wzrok wszystkich uczniów utkwiony jest w jej osobie, przez co poruszanie się w koturnach było jeszcze trudniejsze. Zatrzymała się przy szafce i otworzywszy ją z hukiem, wyjęła z niej parę czarnych tenisówek ,po czym ponownie skierowała się do wyjścia, darząc wszystkich nachalnych gapiów morderczym spojrzeniem.

*

Po piętnastu minutach monotonnego chodu w końcu dotarła do wyczekiwanej dzielnicy i zupełnie nie przejmując się przemoczonymi przez deszcz ubraniami ,stąpała co raz szybciej po chlustających kałużach.
Wszystko wskazywało na to ,że ulewa- panująca na polu- wcale nie ma zamiaru ustąpić. Ciężkie krople nieustannie spływały po jej bladym czole, rozmywając ciemny makijaż, na którego zrobienie poświęciła cały ranek. Wiatr ,targający jej mokrymi włosami przygnębiał ją jeszcze bardziej i wręcz nie mogła się już doczekać ciepłego, przytulnego domu, czekającego za rogiem.
Pchnęła skrzypiącą furtkę i minąwszy zupełnie pozbawione liści drzewo, przekroczyła próg mieszkania, w którym Sheili zdążyła już mocno podkręcić ogrzewanie.
-Dobrze, że jesteś - wrzasnęła jak co dzień radosna blondynka- Pomożesz mi przy obiedzie.
W April aż zawrzało, kiedy usłyszała rozkaz kobiety, która najwyraźniej nie zauważyła ,że deszcz przemoczył ją do suchej nitki i zupełnie straciła humor na jakikolwiek kontakt z domownikami.
Zmierzyła ją wzrokiem pełnym pogardy, ale ta tylko odwiesiła jej kurtkę na drewniany wieszak i z uśmiechem pomknęła do przygnębionej brakiem słońca kuchni.
-Darth mówił ,że uwielbiasz jambalayę.
-Niezupełnie- bąknęła, odkładając na ladę zieloną paprykę, którą przed chwilą wręczyła jej rozpromieniona Sheila.
Wcale nie uśmiechało się jej pomagać blondynce, a tym bardziej tracić piątkowego popołudnia na przyrządzaniu dania, które przypominało jej utęsknione Seattle. Jedyne na co teraz miała ochotę i szczere chęci to spotkanie z brunetem, który miał zjawić się pod jej domem za niecałe dwie godziny.
Kobieta ,widząc brak zaangażowania April, odłożyła fartuch na poplamiony bulionem kuchenny blat i nie zabierając uśmiechu ze swojej idealnie wyrzeźbionej twarzy, wytarła dłonie w kraciastą szmatkę.
-Coś się stało?- zapytała ,ukazując przy tym szereg śnieżnobiałych zębów, które według dziewczyny były wręcz nienaturalnie lśniące.
-Nie.
Opadła na krzesło, głośno wzdychając w stronę zwiędłych tulipanów, stojących w porcelanowym wazonie i choć najchętniej wyładowałaby złość na wszystkich sprzętach kuchennych  ,znajdujących się w jej najbliższym otoczeniu, utkwiła tylko wzrok w wysuszonym listku, który ledwo już trzymał się łodygi rośliny.
-Skoro tak, to pokrój warzywa.
Nieoczekiwana fala gorąca przeszła przez jej przemoczone ciało, a kościste dłonie same zacisnęły się na ramie drewnianego stołu. Teraz ,kiedy jej złość sięgnęła zenitu była gotowa wygarnąć blondynce co sądzi o jej przereklamowanej radości, ale zamiast tego zerwała się z miejsca i chwytając przy tym torbę ,pomknęła po schodach prosto do swojego pokoju.
Zatrzasnęła drzwi i ignorując blondynkę ,której nawoływania dało się słychać w całym domu, rzuciła się na łóżko, chowając poirytowaną twarz w kolorowych poduszkach.
Pierwszy raz odkąd tu przyjechała ,nadeszła ją ochota użalania się nad swoim nędznym życiem i wyładowania całej złości, której wcale nie miała zamiaru hamować.
Z głośnym wrzaskiem, który wypełnił całe pomieszczenie, wyżyła się na porcelanowej figurce kota, która z hukiem spadła z nocnej szafki i rozbiwszy się na kawałki, rozsypała po ciemnych panelach.
-April!
Zignorowała zdezorientowaną blondynkę, stojącą za drzwiami i wbiła zęby w granatowy koc, otulając nim swoje drżące ciało, wypełnione po brzegi złością i poirytowaniem. Wrzasnęła głośno, zacisnęła dłonie na brzegach łóżka i wbiła wzrok w zalaną kroplami deszczu szybę, mając nadzieje że głuche wpatrywanie się w okno, uspokoi jej rozszalałe myśli.
Sheila nie odpuściła. Pociągnąwszy za klamkę, weszła do pokoju i rozglądając się nerwowo po zarysowanej szkłem podłodze ,rozwarła w zdziwieniu malinowe usta i ostrożnie omijając pozostałości po jej ukochanej figurce podeszła do łóżka, na którym spoczywała jej przygnębiona podopieczna.
-Nie dotykaj mnie!- Warknęła kiedy jej blada dłoń spoczęła na ramieniu czarnowłosej.
Usiadła więc na brzegu łóżka i przypatrując się jej ciemnym włosom, osłaniającym drobną, alabastrową twarz, próbowała znaleźć przyczynę zachowania dziewczyny.
-Jeśli coś się stało ,możesz mi powiedzieć.
Pomieszczenie znów wypełniło się jej cierpkim okrzykiem, na co Sheila zareagowała głośnym westchnięciem.
-Boże, chyba nie możesz być aż tak głupia.
 Kobieta skarciła ją wzrokiem ,gładząc ręką zmierzwione, czarne prześcieradło ,po czym zerwała się z łóżka i skierowawszy się w stronę wyjścia posłała jej pełny pogardy grymas. Chyba w końcu zrozumiała ,że jej nieoczekiwany gniew spowodowany jest niczym innym jak bezpodstawną nienawiścią do domowników.
-Naprawdę nie wiem ,dlaczego mnie tak nie lubisz- westchnęła głośno ,zaciskając rękę na mosiężnej klamce-Staram się.
Jeszcze kilka minut minęło zanim April, podniosła się z łóżka i z nadal poirytowaną miną pomaszerowała do łazienki, uświadamiając się że niedługo czeka ją spotkanie z Justinem. Cała sytuacja, która przed chwilą miała miejsce ,jeszcze bardziej wytrąciła ją z równowagi i sama już nie wiedziała ,czy znajdzie ukojenie nawet w jego ramionach.
Przemyła twarz lodowatą wodą, co spowodowało że poczuła się nieco lepiej i pozbywszy się wszystkich ubrań ,otuliła ciało beżowym ręcznikiem. Stanęła przed szafą z kolejnym trudnym wyborem, jednak po głębszym przemyśleniu wybrała zwykłą kraciastą koszulę i równie pogrążone w ciemnych barwach jeansy, które naciągnęła na siebie szybko i znów powróciła do łazienki.
Nie miała ochoty poświęcać więcej czasu na układanie włosów, wybieranie stroju czy malowanie się. Czarne pukle przeczesała, więc tylko szczotką i spięła w wysokiego koka, pozostawiając w nieładzie kilka samotnych kosmyków.
Po dziesięciu minutach ostatecznie zakończyła przygotowania, a nie chcąc pozostawać dłużej w domu ,wypełnionym niemiłą atmosferą, nałożyła na siebie skórzaną kurtkę i opuściła mieszkanie, czekając w deszczu na ukochanego.
Znów ciężkie krople spływały po jej bladych policzkach ,rozmywając resztki podkładu ,który i tak nie był jej potrzebny i mocząc czarne włosy, które pod nadmiarem kropel oklapły na alabastrowe czoło. Czuła, że Sheila ,ukryta za czerwono-krwistą firanką ,przygląda jej się z litością ,ale mimo tego wytrwale czekała na czarnego mercedesa, który według jej obliczeń powinien pojawić się na podjeździe za około pięć minut.
Do tego czasu zdążyła już porządnie zmoknąć i pozwolić swoim palcom u nóg zupełnie stracić czucie, więc gdy pojawił się samochód jak najprędzej chciała znaleźć się w jego wnętrzu, ignorując spojrzenia ukrytej za kuchennym oknem blondynki.
-Cześć mała.
Głos, siedzącego za kierownicą bruneta, zadziałał na nią równie kojąco jak ciepło wypełniające wnętrze auta i choć nienawidziła ,gdy zwracano się do niej właśnie takim przezwiskiem, posłała mu uroczy uśmiech i opadła na miękkie siedzenie, spoglądając kącikiem oka na jego rozmierzwione jak zwykle włosy.
-Cześć- Wymamrotała ,po czym starannie unikając jego spojrzenia ,skrzyżowała ręce na piersiach, wsłuchując się w piosenkę ,wydobywającą się z głośników.
-Myślałem ,że wybierzemy się do kina, ale skoro tak- zbadał dokładnie wzrokiem jej przemoczone ubrania, zatrzymując się na podziurawionych tenisówkach- To może wybierzemy się do mnie.
W odpowiedzi uśmiechnęła się wesoło ,pocierając zmarznięte dłonie, na których zdążyły pojawić się już, piekące niemiłosiernie czerwone plamy.
Podczas podróży czarnym mercedesem nikt nie odważył się odezwać. Ona, trzęsąc się z zimna, wciąż wpatrywała się w szybę, jakby chciała dokładnie zapamiętać drogę do miejsca zamieszkania jej ukochanego, a on ,zbyt skupiony na prowadzeniu auta, nawet nie pomyślał o tym, by przerwać tą otaczającą ich niezręczną ciszę.
Dopiero ,kiedy zatrzymał samochód na kamiennym podjeździe i kulturalnie otworzył przed nią drzwi, postanowił uprzedzić ją o bałaganie ,panującym w pokoju i zaproponować kubek gorącej kawy lub herbaty. Czarnowłosa zupełnie zignorowała jego propozycję, będąc zbyt zajęta przyglądaniu się miejscu ,w którym teraz się znalazła.
Stali przed ogromnym domem ,pokrytym warstwą jasnobrązowej farby, który przypominał jeden z tych należących do znanych i bogatych celebrytów. Nieduży ogródek, składający się głownie z wysokich krzewów wiśni, otaczał cały dwupiętrowy budynek, w którego oknach można było dostrzec kamienne donice i koronkowe firanki ,zasłaniające wnętrze mieszkania. Śmiało mogła powiedzieć ,że ten dom należy do jednych z najpiękniejszych jakich udało jej się kiedykolwiek zobaczyć.
Nie mogła wręcz nadziwić się przepychowi jaki towarzyszył ścieżce, prowadzącej ich do drewnianych drzwi. Mijając marmurowe kolumny, podtrzymujące nieduży tympanon ,na którym znajdowało się półkoliste okno, rozwarła w zdziwieniu usta z trudem pokonując kolejne metry. Sama nie wiedziała czego może się spodziewać po przekroczeniu progu.
Wnętrze wypełnione było było przede wszystkim nowoczesnymi kolorami i ciemnymi meblami, poza kuchnią, w której panował dziwnie radosny nastrój, który według April zupełnie odbiegał od całego domu. Mimo tego ,że była inna niż reszta pomieszczeń i otoczona głównie bielą, nadal miała w sobie coś co przyciągało uwagę.
Kiedy wspięła się już na samą górę schodów, brunet nieoczekiwanie złapał ją za rękę i pociągnął w stronę swojego pokoju, znajdującego się na samym końcu wąskiego korytarza. To pomieszczenie chyba spodobało jej się najbardziej, ponieważ wszystko oblane było ciemnymi barwami, a rolety zsunięte na sam dół, nie wpuszczały do pomieszczenia ani grama światła, co niezmiernie ją ucieszyło.
Usiadła na łóżku, przypatrując się Justinowi ,który z przejęciem zbierał z podłogi znoszone podkoszulki, po czym porzucił je na zaśmieconym kartkami biurku i skierował się ku niej z ciemno bordowym kocem, którym następnie otulił od tyłu jej trzęsące się z zimna barki.
Jego ciepły, kuszący oddech osiadł na jej policzkach ,przez co zapragnęła jego spierzchniętych warg i czułości, jaką darzył ją zawsze podczas pocałunków. Drgnęła ,kiedy jego rozgrzane opuszki, otarły się o jej szyję, naciągając na nią puchowy materiał i osiadły na ,wystającym obojczyku ,pokrytym -jak zresztą reszta jej ciała- gęsią skórką.
Nie poprzestał na tym. Kiedy delikatny oddech April, przestał drżeć ,jego dłonie przesunęły się niżej zatrzymując się na wystającym biodrze, osłoniętym czerwono-czarną koszulą, przemoczoną jak reszta garderoby.
Złapał jedną ze sznurówek poprzecieranego buta i pozbawiwszy ją ociekającego obuwia, przysunął bliżej siebie ,chowając w swoich ramionach jej oblaną rumieńcem twarz. Poczuła już upojny zapach męskich perfum i świeżość jego szarej koszuli.
-Nadal ci zimno?
Nie odpowiedziała, uznając wypowiedź bruneta za pytanie retoryczne. Oboje byli zbyt zajęci igraniem ze swoimi płonącymi wargami, by prowadzić dłuższe dialogi i zabierać im upojne chwile, na które dziewczyna czekała już tak długo.
Jego serdeczny palec ,powędrował wprost do jej ust, przyprawiając ją wręcz o poirytowanie. Chciała ,żeby jedynie lekkie zetknięcie warg, przepełniło ją ogniem, nie potrzebowała tych zbędnych czułości.
W końcu mogła mu pokazać jak bardzo go pragnie.
Objął ją w pasie. Przyciągnął do siebie i wtedy poczuła to niezwykłe podniecenie, jakie towarzyszyło jej podczas zbliżeń z brunetem. Ssał jej dolną wargę, do chwili kiedy ,aż jęknęła i odchyliwszy głowę, pozwoliła mu zmienić miejsce pocałunków.
Tym razem wybrał szyję, którą pieścił ,delikatnie muskając każdy skrawek jej bladej skóry, powodując ,że dziewczyna ledwo mogła złapać oddech. Sparaliżowana, z trudem położyła mu dłoń na policzku, co sprawiło ,że z delikatnych, słodkich i łagodnych pocałunków przeszedł do tych bardziej namiętnych i brutalnych.
Czuła się jakby chłopak rwał każdą cząstkę jej drobnego ciała, sprawiając przy tym niemałą przyjemność i choć kolejny raz dała zaczarować się jego zmysłom ,nie śmiała nawet zaprzeczyć. Zamiast rozegrać wszystko nieco wolniej,  przysunęła się do niego jeszcze bliżej, tak że jej piersi dotykały już jego ukrytego pod koszulą torsu.
Nie zawahał się ani na moment. Zwinnym ruchem sprawił ,że jego dłoń momentalnie znalazła się pod jej górnym odzieniem i zataczając dłonią kręgi, doprowadzał do szaleństwa jej zmarzniętą skórę, która pod wypływem jego rozgrzanego dotyku ,ponownie pokryła się gęsią skórką. Rozpiął kilka guzików jej flanelowej koszuli i obdarzył muśnięciem sterczący obojczyk.
Jedyne na co powinni sobie pozwolić po dwóch tygodniach znajomości to delikatny pocałunek, który z pewnością wystarczająco zaspokoił by ich rządzę. Jednak ani on, ani ona nigdy nie nauczyli się na coś czekać, więc i teraz chcieli jak najszybciej pokonać dzielące ich bariery.
Zdarł z niej niepotrzebną koszulę, a April, pragnąć dotrzymać mu kroku, pozbyła się także jego garderoby ,nie zaprzestając namiętnym pocałunkom.

***

Wcale nie żałowała tego, co wydarzyło się między nimi przed niecałą godziną. Wręcz przeciwnie, duma i podniecenie rozpierały ją od środka i ledwie mogła usiedzieć na miejscu, hamując przy tym swoje usta, które najchętniej wróciłyby do zaspokajania warg bruneta. Wpatrywali się w siebie w zupełnej ciszy i osłupieniu, ale po ich minach, można było wywnioskować ,że najchętniej powtórzyliby miniony bieg wydarzeń.
Jej koścista dłoń delikatnie przesunęła się po nagim torsie chłopaka, a gdy zakreśliła pierwsze nierówne serce, na jego twarzy zagościł tryumfalny uśmiech.
-Dziękuję Justin.
Chłopak wspiął się na łokciach, by zobaczyć jej wyraz twarzy i zaskoczony wypowiedzianymi przez nią słowami, wpatrzył się w jej błękitne oczy, uśpione w ciemno bordowym kocu, otulającym ich nagie ciała.
-Za co?
-Że pozwalasz mi choć na chwilę uciec od rzeczywistości.
Poczuł jak cała zawartość jego żołądka niespodziewanie unosi się ku przełykowi i był już gotów uciec do naprzeciwległej łazienki, gdy nagle w jego głowie narodził się kolejny zmysłowy plan.
Opadł z powrotem na łóżko i chwyciwszy twarz April w dłonie, doszedł do jego realizacji.
-Ucieknijmy stąd.
 Skierowała ku niemu wzrok pełen pogardy, dokładnie analizując słowa ,które przed chwilą padły z jego ust. Początkowo, uznając to za mało śmieszny żart, wykrzywiła w grymasie usta i wyswobodziła się z jego objęcia, ale gdy on spojrzał na nią z rozpaczą, zrozumiała że propozycja bruneta jest całkowicie szczera.
-Nie rozumiem.
-Ani ty ,ani ja nie możemy się tutaj odnaleźć- szepnął ,oblizując przy tym spierzchnięte wargi- Uzbierajmy pieniądze i wyjedźmy z Nowego Jorku do miejsca, które dla nas obojga będzie idealne.
Zaśmiała się oschle ,powtórnie uznając go za człowieka o niezdrowych zmysłach i zasłaniając dłonią swoje rozbawione oczy, próbowała ukryć zażenowanie jakie towarzyszyło jej tej chwili.
Brunet proponował jej właśnie coś tak małorealistycznego ,że bardziej prawdopodobne było to iż w ciągu najbliższego miesiąca ojciec odeśle ją do Seattle. Mieli zaledwie siedemnaście laty, totalny  brak wiedzy o otaczającym ich świecie i ledwo potrafili zapłacić czynsz za mieszkanie, a co dopiero przyszłoby im prowadzić samodzielne życie.
-Jak ty sobie to wyobrażasz?
-Zdobędziemy tyle pieniędzy, aby dotrzeć do celu i zapewnić sobie byt na najbliższe tygodnie- kiedy pokiwała twierdząco głową, uśmiechnął się tryumfalnie- A potem zobaczymy co przyniesie los.

Żądza spra­wia, że naj­przyz­woit­si ludzie przes­tają być sobą.

***
Wiem ,że długo czekaliście na ten rozdział ,przez co bardzo chce Was przeprosić. Dwa tygodnie napisany był już prawie w całości, ale wciąż nie mogłam zebrać się do napisania tej końcówki i dopiero wczoraj coś tchnęło mnie ,aby w końcu to skończyć.
Zauważyłam też ,że wzrosła liczba czytelników ,co ogromnie mnie cieszy tak samo jak Wasze pozytywne komentarze, które zostawiacie pod notkami ♥
Wiem ,że macie wrażenie ,że wszystko w opowiadaniu dzieje się zbyt szybko, ale zależy mi na takim rozwoju akcji. W końcu dowiecie się dlaczego. ; )
Przepraszam za wszystkie błędy, a co do kolejnego rozdziału to postaram się zamieścić go szybciej niż ten, jednak nie podam dokładnej daty ,ponieważ najpierw muszę poukładać sobie trochę życie osobiste. Czekajcie wytrwale ;3
Jest ta­ka miłość, która nie umiera, choć za­kocha­ni od siebie odejdą. 












13 komentarzy:

  1. Piszesz... cudownie! Idealnie dobierasz słowa, co powoduje, że czyta się naprawdę lekko. Czułam się jakbym była tam z nimi. Coraz bardziej zaczynam się wkręcać. Czekam na więcej i życzę dużo weny :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudowny !!!! Swietnie piszesz czekam na nn!

    OdpowiedzUsuń
  3. Coś czuję, że te pieniądze, które niby będą chcieli przeznaczyć na wyjazd do NYC w tajemniczy sposób znikną (w rękach Justina).
    Dobra...nie wiem czemu tak pomyślałam xd
    życzę weny i mam nadzieję, że następny rozdział podasz za niedługo :)

    Zapraszam do siebie: www.smileyjensen.blogspot.com
    i www.litzyhayleycharlotte.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uuugh piszę slownikiem i sam mi dobiera słowa.
      Tam powinno być www.smileyjensenxx.blogspot.com

      Usuń
  4. Cudowne !!! Idealnie opisujesz uczucia i odczucia jakie im towarzyszą. Czekam na NN :3

    OdpowiedzUsuń
  5. super opowiadanko, z niecierpliwością czekam na następny rozdział... mam nadzieje, że on jej nie wykorzysta i zostawi ;/ pozdro Lola

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetny blog, cudowny rozdział i Justin Bieber w takim wydaniu o niebo lepszy :):)
    Zapraszam do siebie, jest już 11 rozdział ;*
    you-are-my-hallelujah.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  7. Świetny! Pisz dalej :-)

    OdpowiedzUsuń
  8. Przeczytałam kilka opowiadań o JB, ale nie w całości, bo szczerze mówiąc mnie nudziły. Twoje jest inne. Może dlatego, że wykreowałaś go nie jako gwiazdę a (powiedzmy) zwykłego chłopaka. To opowiadanie jest po prostu świetne i proszę Cie wstaw szybko nowy rozdział, bo nie mogę się już doczekać. :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Świetny rozdział;) Czekam na nn;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Świetne, bardzo mi się podoba ;)
    mam nadzieję, że odwiedzisz mojego bloga
    http://myonlyhappyworld.blogspot.com/
    zapraszam :D

    OdpowiedzUsuń
  11. Po prostu świetnie ;3 Cóż dodawać? :D http://my-private-diary-number-489.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  12. zapraszam do mnie ;)
    www.only-imagination-justin.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Wyraź swoją szczerą opinię : )