poniedziałek, 24 grudnia 2012

[04] Still waters run deep

Kolejne niedzielne popołudnie mijało mi przed telewizorem w towarzystwie paczki chipsów i wiecznie uradowanej Sheili.
-Ten Bob to jednak niewyobrażalna świnia- warknęła, krytykując jednego z aktorów opery mydlanej i wepchnąwszy sobie do ust kolejną porcję maślanego popcornu ,przełączyła kanał.
Była miła, ale Stanowczo za nerwowa i gadatliwa. Zbyt podekscytowana moim przyjazdem i każdym serialem puszczanym w telewizji. Mimo tego ,iż starała się być przyjazną, znienawidziłam ją po tym jak posprzątała mój pokój.
W tym domu nie da się żyć normalnie. Z każdym kolejnym dniem, odnoszę wrażenie ,że wszyscy domownicy wręcz uwielbiają wtykać nos w nie swoje sprawy i ingerować w cudze życie. Co wieczór padały pytania na temat matki i Seattle i choć z całej siły odbiegałam od tematu, zawsze musieli zdobyć jakąś nową informację.
-Nie, nie, nie...-znów w całym domu dało się słyszeć jęki Sheili- Jak ona w ogóle mogła drugi raz go zdradzić!
Spojrzałam na nią wilkiem ,mając ochotę wypchać ją chipsami, które właśnie odłożyłam na stolik. Wolałabym teraz popijać piwo w tanim barze lub zajadać ulubione naleśniki w "Jack i Judy". Wszystko tylko nie ona i kolejny "interesujący" serial, którego fabuła wręcz zapiera dech w piersiach.
-Mam tego dość- zerwała się z kanapy ,zasłaniając mi swoim zgrabnym ciałem ekran telewizora- Pomożesz mi przy kolacji?
-Nie.
Uśmiechnęła się lekko zawiedziona i oddała mi miskę popcornu ,który do połowy zdążyła już spałaszować, po czym wyszła za drzwi. Nie zdążyłam nawet zmienić kanału, bo za nim odnalazłam pilot, do pokoju wparował lekko poddenerwowany ojciec.
-Zejdź na dół i pomóż Sheili.
Popatrzyłam na niego błagalnym wzrokiem, ale on tylko wyłączył telewizor i gestem wskazał mi wyjście z ich sypialni.Mimo protestów zostałam zmuszona do pomocy przy kolacji. Zbiegłam po schodach i mijając przestronny salon znalazłam się w wypełnionej mrokiem kuchni. 
-Widzę ,że zmieniłaś zdanie.
-Powiedzmy- mruknęłam, po czym zajęłam się smarowaniem kanapek masłem.

*

Było mu tak cholernie zimno ,że koniuszki palców, które próbował ukryć w kieszeni spodni, ledwie reagowały na ciepły dym papierosa.  Miał wrażenie, że mógłby je wsadzić w rozżarzone węgle, a one nadal były by tak sine i lodowate jak teraz.
Chłodny wiatr, targający jego włosami zwiastował jesień ,której tak bardzo nienawidził. Pożółkłe liście targały mu się pod nogami, a on w tej chwili nie marzył bardziej o niczym innym jak o ciepłej herbacie i swoim łóżku. Wydawało mu się to być cholernie babskie, ale teraz było mu już wszystko jedno.
Widział już zbliżającą się sylwetkę Josha, więc po raz ostatni zaciągnął się papierosem ,po czym jego resztkę zgniótł podeszwą buta.
Nie był sam. Za nim posłusznie kroczyli Harry i Matt. A przynajmniej tak mu się wydawało, bo w tej ciemności ciężko było cokolwiek dostrzec. Wiedział ,że pół Nowego Jorku smacznie śpi już w swoich domach ,kiedy on właśnie boi się o swoje zdrowie.
-Cześć Justin- powiedział uśmiechnięty od ucha do ucha Josh.
Czuł w jego głosie nutkę sarkazmu i ironii. Dobrze wiedział ,że zamiast powitania wolałby po prostu wyciągnąć pistolet i wymierzyć mu kulkę w sam środek głowy. 
Matt wyciągnął z kieszeni paczkę ulubionych papierosów, po czym wyciągnął je w stronę zestresowanego chłopaka.Ten z kolei odepchnął jego dłoń ,wciskając ręce do kieszeni jeansów.
-Może się przejdziemy? - kontynuował Josh.
-Wolałbym zostać tutaj- mruknął niechętnie i próbując ochronić twarz, przed wiatrem, naciągną na nią kaptur.
-Jak wolisz.
Zapadła niezręczna cisza, zagłuszana szumem zawieruchy, szalejącej na dworze. Kilka kolorowych liści obiło się o chłopców, którzy wpatrywali się w siebie wzorkiem pełnym nienawiści. Ani drgnęli.
-Sprawa jest prosta, Bieber.
Chłopak drgnął na dźwięk swojego nazwiska, wypowiadanego z tak wielką goryczą.
-Spłacisz dług i na prawdę nie obchodzi mnie jak to zrobisz. My nie jesteśmy darmową instytucją charytatywną rozdająca na ulicy używki. Masz miesiąc...
-Dwa...-przerwał Justin ,wpatrujący się w czubki swoich butów.
-Masz półtora miesiąca na odrobienie strat. Potem możesz zostać z nami. 
Skinął głową ,po czym zniknął w ciemnej dzielnicy Nowego Jorku. 
Zrobiło mu się nieco cieplej, więc jego kroki stały się coraz pewniejsze. Cały czas myślał jak ma zdobyć te przeklęte 1000 dolarów. Wiedział ,że ma gdzieś w domu jeszcze to gówno. Mógł je sprzedać, ale przecież dobrze wiedział ,że sam długo bez niego nie wytrzyma.
Potrzebny mu jest ktoś ,kto odwali za niego część brudnej roboty.




 Był piątek i na prawdę nie zamierzałam się zbytnio przemęczać, szczególnie że samo wstanie z łóżka było już dla mnie sporym ciosem. Zajęłam pierwszą lepszą ławkę przy oknie,nie mając najmniejszych chęci do zagłębiania się w teorie matematyki. Dla złudzenia nauczyciela, u którego zdążyłam już zepsuć sobie opinię, otworzyłam podręcznik i udawałam zaciekawienie funkcjami trygonometrycznymi.
Tak naprawdę moją uwagę przykuła znana całej szkole trójka, która właśnie zmierzała ku wejściu do budynku. Wszyscy trzymali w rękach papierosy, których dym unosił się wysoko i zataczał kręgi, przyjemnie otulające ich nozdrza. Tylko brunet wydawał się być jakiś nieswój. Justin, o ile dobrze zapamiętałam jego imię, wpatrywał się w czubki swoich butów, kopiąc przy tym nieduży kamyczek. 
Nieoczekiwanie podniósł wzrok ,wlepiając swoje przenikliwe spojrzenie prosto we mnie. 

*

I właśnie w chwili, kiedy ponownie ujrzał czarnowłosą w jego głowie narodził się plan. Jej krucze, rozmierzwione kosmyki i duże oczy. Cała jej sylwetka wychodząca zza okna.
Była olśnieniem. 
Zatrzymał się i wyrzucając za siebie niedopałek papierosa, posłał jej zadziorny uśmieszek, na co ona nieśmiało założyła za ucho włosy i wpatrzyła się w książkę z matematyki.

*

Wszystkie kolejne lekcje zastanawiałam się nad jego reakcją. Po głowie wciąż błądził mi jego słodki, a zarazem podejrzany uśmiech. W jednej chwili jego twarz rozpromieniła się tak ,że aż zdawało się to być dziwne.
Byłam ciekawa co tak naprawdę kryje się za jego uroczą poświatą.
Boże, Wilson, ogarnij się, bo zaczynasz świrować.
Choć próbowałam skupić się na bazgraniu okładki, wciąż dręczyła mnie jego tajemnicza osoba. Miałam wrażenie, że nie jest jednym z tych grzecznych i wzorowych uczniów. Justin przypominał mi bardziej buntowniczego nastolatka ,z jednego z tych seriali oglądanych przez Sheili.
-April, zrób coś pożytecznego i skocz po kredę.
Posłusznie spełniłam prośbę nauczycielki i wygramoliwszy się z ławki ,opuściłam salę. Wszystko byłoby idealnie ,gdyby ktoś wcześniej poinformował mnie ,gdzie w tej przeklętej szkole trzymają kredę.
Idąc korytarzem zupełnie zapomniałam już o Justinie, moim nowym problemem było odnalezienie kruchego kawałka niezmiernie potrzebnej teraz wapiennej skały, o ile tak można nazwać zwykłe szkolne narzędzie.
Otworzyłam pierwsze z brzegu drzwi, które przypominały mi takie prowadzące do składzika i wcisnęłam się do małego, nieoświetlonego pomieszczenia.
-Zgubiłaś się, słońce?
Ciepłe dłoń przesunęła się powoli po moich ramionach, by za chwilę spocząć na biodrach, które nerwowo drgnęły czując rozgrzane opuszki męskich palców.Nie zdążyłam nawet opanować sytuacji, kiedy znalazłam się w czyichś objęciach.
-Niezupełnie-jęknęłam, próbując wydostać się z uścisku.

*

Wpadł, ale mimo tego starał się być opanowany i naturalny ,ona niemiłosiernie mu to utrudniała. Z całych sił starała się ujrzeć jego twarz, która teraz wykrzywiła się w grymas z zakłopotania.
Zacisnął mocniej uścisk na jej tali po czym naszeptując jej do ucha słowa, których i tak niezrozumiała, usiłował dostać półki i odłożyć tam te cholerne papiery.
Musiało się udać, nie mógł teraz popełnić takiego głupstwa.Tak, dał rade. 
Na jego twarzy pojawił się tryumfalny uśmiech i w tej samej chwili sterta białych kartek runęła na ziemię prosto pod nogi April, z której ust wydobył się okrzyk przerażenia.
Zmieszał się, kiedy dziewczyna gwałtownie uwolniła się z jego ramion, spoglądając to na niego to na swoje zdjęcie, masę świadectw z poprzednich szkół i dane, które teraz zaśmiecały podłogę.
Nie chwal dnia przed zachodem słońca, pomyślał.
-Ej- z jej ust wydobył się głośny warkot, jednak za nim zdążyła dokończyć swoją wypowiedź ,on opowiedział jej już swoją wersję wydarzeń.
-Kiedy tu wszedłem, leżały na podłodze, chciałem je po prostu...
-Nieważne-ryknęła gniewnie, po czym chwyciła pudełko z kredą ,leżące na metalowej szafce.
Uśmiechnął się do niej, ale kiedy ona nie odwzajemniła czynności, wyciągnął ku niej dłoń. Zbędne, ponieważ dobrze już wiedział na jej temat tyle ,że mógłby napisać co najmniej książkę biograficzną.
-Justin.
-April.
Kiedy koniuszki ich palców zetknęły się ze sobą, wnętrze korytarza - znajdującego się za drzwiami - wypełniło się rykiem szkolnego dzwonka, a po chwili także krzykami uczniów.
Zniknęła zanim zdążył uścisnąć jej dłoń.

*

Nie wiedziałam co o tym wszystkim myśleć, więc jak najszybciej skierowałam się w stronę segmentu sportowego.Wcisnęłam się w strój i unikając wzroku innych dziewczyn, znajdujących się w szatni, sypnęłam kilkoma obelgami na ich temat. Widziałam, jak przez chwilę przyglądały mi się uważnie, by potem wymieniać się spostrzeżeniami i uwagami dotyczącymi moich zaniedbanych włosów i zbyt ciemnego makijażu.
Humor pogorszył mi się jeszcze bardziej, kiedy spostrzegłam ,że Justin będzie towarzyszył mi podczas tej lekcji. Czułam na sobie jego przenikliwe, piorunujące spojrzenie, którym wodził od stóp do głów i choć niezmiernie denerwował mnie jego wzrok wlepiony w moją twarz, udawałam ,że tak naprawdę tego nie widzę.
-Dziś koszykówka. Dziewczyny kontra chłopcy- mruknął znudzony nauczyciel, po czym usiadł na ławce ustawionej wzdłuż drabinek.
Najchętniej zamiast bezsensownej bieganiny za piłką, postąpiłabym tak jak on.
-Wilson, złap tą cholerną piłkę- warknęła Lucy, rudowłosa dziewczyna ,niedarząca mnie zbyt dużą sympatią.
Mimo tego, iż nie miałam najmniejszej ochoty grać w koszykówkę ,postanowiłam się nieco wysilić i złapałam piłkę. Nie było nawet tak źle z moją kondycją, zdążyłam dobiec do kosza i wybić się w powietrze zanim kilkoro chłopców okrążyło moją osobę w celu wyrwania zdobyczy lub faulowania

W chili ,kiedy oderwałam nogi od parkietu ,poczułam ogromny ciężar, który z całych sił uderzył w moje ciało. Runęłam na podłogę, przygnieciona Justinem, obdarowującym mnie kolejnym ze swoich podejrzanych uśmiechów.
Chwilę potem słyszałam już tylko gwizdek nauczyciela i piłkę obijającą się o podłogę. Wpatrzona w czekoladowe tęczówki i malinowe usta chłopaka, nie reagowałam na pokrzykiwania zniecierpliwionych uczniów, chcących kontynuować grę. Nasze twarze dzieliło zaledwie kilka centymetrów.
-Co robisz dziś wieczorem?
-To był faul- mruknęłam uśmiechając się zadziornie.



  ***
Po pierwsze chciałabym Wam życzyć wesołych świąt, spełnienia wszystkich marzeń i udanego sylwestra. ; )
Co do rozdziału to jestem zadowolona, choć chciałam to opisać nieco inaczej. Nawet nie wiecie ile razy to zmieniałam. Raz miałam wenę, raz nie. Raz coś mi się podobało ,potem zdawało się być beznadziejne. 
W końcu skończyło się na tym ,że dziś przy wigilijnych pomocach dostałam olśnienia, usunęłam cały rozdział i napisałam nowy. Podoba mi się ,nie wiem jak Wam.
Czekam na opinie w komentarzach. 
PS niedługo zmienię szablon. aww. ♥ jeszcze raz bardzo za niego dziękuje. 









12 komentarzy:

  1. To jest boskie , dziewczyno pisz szybko NN! :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie musisz dziękować :-* Jak zwykle świetne. Czekam na kolejny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  3. Moim zdaniem szablon nie jest zły :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Twój blog cały w sobie jest niesamowity, podoba mi się fabuła. To, że Justin nie jest sławny tylko jest po prostu normalnym kolesiem. Czytałam wiele blogów o nim głównie z tego powodu, że jestem Belieber, ale ten wydaje mi się inny. W poprzednich blogach nudziło mnie to: '' Nie wiedziałam kim on jest ale skądś go znałam. Otaczał nas tłum jego fanek [...]'' Nudzą mnie takie rzeczy chodź sama piszę o tym, że jest on sławny. BEZ KOMENTARZA. Podoba mi się także sposób w jaki to wszystko opisujesz, jest wiele szczegółów i łatwiej jest mi to wszystko zobrazować. Masz talent co do pisania to na pewno. Jedyną wadą jest to, że Twój blog jest o wiele lepszy niż mój heheszky ;*
    http://believeinlies.blogspot.com/
    Wpadnij i poczytaj, może Ci się spodoba TEGO NIE WIEM NA STO PROCENT. Ale jest Justin jest impreza no nie? Mam nadzieję, że jeśli Ci się spodoba to dodasz do obserwowanych. Lubię pisać dla innych, ale kto nie lubi? Dobra bo się za bardzo rozpisałam. Jeśli interesuje Cię także blog o Justinie zmieszanym z One direction:
    http://fuckinglifebaby.blogspot.com/
    Zapraszam także i tutaj.
    Mam nadzieję, że złapię jakiś kontakt do Ciebie i będę mogła chwilę z Tobą pogadać. Trochę mi na tym zależy, nie wiem czemu, ale Twój blog wydaje mi się być wyjątkowy to i Ty wydajesz się być ciekawą osobą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeju, dziękuję. ;3 Aż mi się humor od razu polepszył . ♥
      To takie kochane. c:
      Na Twoje blogi wpadnę- bez obaw- choć co do One Direction mam pewnie zastrzeżenia. C:

      Usuń
    2. Pewnie dlatego, że jesteś Belieber i nie przepadasz za Łan Dajrekszon, zgadłam? Zdarza się i to, dziękuję za opinię pod drugim rozdziałem, postanowiłam Ci odpowiedzieć na Hejt i wydaje mi się, że dobrze to ujęłam, sama Cię nie zhejtowałam bo byłoby to dziwne szczególnie, że wydajesz mi się bardzo miła i... Ciekawa? Tak to, to słowo, trzymam kciuki i mam nadzieję, że jeszcze wpadniesz na mojego bloga i przeczytasz całość po czym zaobserwujesz. Takich czytelników jest mi na prawdę bardzo miło gościć, zależy mi na opiniach miły jak i na opiniach bardziej hejterskich. Chciałabym napisać do Ciebie na Gadu, ale nie jako Blogger'ka tylko jako zwykła osoba. ; )

      Usuń
    3. Spoko, pisz śmiało.
      Lubię poznawać nowych ludzi. ;3 ♥

      Usuń
  5. Świetny blog :3
    Nominowałam cię do Liebster Blog Awards, więcej informacji na www.smileyjensenxx.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. W sekrecie Ci powiem, że nie powinnam tu teraz być i pisać komentarza. Mam milion innych spraw, zadań, obowiązków... Jestem tu trochę nielegalnie i jak rodzice się dowiedzą, że siedzę w internecie, zabiją mnie na miejscu. Więc shhh.
    Historia jest genialna. Niesamowicie się cieszę, że nie jest to jedno z tych przesłodzonych, nie posiadających głębi opowiadanek. Ta historia mnie urzekła. Zaczarowałaś mnie słowami. Jesteś wróżką? A może Potterem?
    Twój styl jest naprawdę na wysokim poziomie. Zasób słów masz duży. Wszystko jest dopracowane. I mogę śmiało napisać, że Cię uwielbiam!
    Ach, no i nie mogę nie wspomnieć o Justinie! Bardzo mi się podoba to, że ma swój charakter. Wbrew pozorom ciężko coś takiego napisać. Każda postać w opowiadaniu, książce lub czymkolwiek innym musi mieć swoje zdanie. To nie ty powinnaś decydować o tym co robi postać. Ona ma żyć własnym życiem. Ma być prawdziwa.
    Tu właśnie pokazałaś prawdziwe osoby walczące z okrutną rzeczywistością.
    Gratuluję. Naprawdę, gratuluję. Jesteś świetna. Biję pokłony mistrzyni piórka!

    http://dotknij-mej-duszy.blogspot.com/
    Zostawiam Ci link do mojego bloga. Nie wiem, czy lubisz fantastykę. Liczę, że historia Ci się spodoba :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chrystusie, nie spodziewałam się, że ktoś kiedykolwiek napisze coś takiego o tym co robię.
      Jestem w szoku, oczywiście pozytywnym, ale aż mi tchu w piersiach zabrakło.
      Kurczę, dziękuję, to takie kochane.Nie wiem co powiedzieć.

      Na bloga zajrzę na pewno- nie mam nic przeciwko fantastyce, wręcz przeciwnie to jeden z moich ulubionych gatunków.
      Jeszcze raz dziękuję za tak miłe słowa, nieco podniosłaś mnie na duchu. Miód na serce. ♥

      Usuń

Wyraź swoją szczerą opinię : )