sobota, 15 grudnia 2012

[03] Wake up, it's time

-Słuchaj April- zaczęła mama, wyciągając kluczyki ze stacyjki- Musisz mi obiecać ,że tym razem mnie nie zawiedziesz.
Westchnęłam, po czym zajęłam się żuciem ulubionej gumy, która jak zwykle już dawno straciła swój słodki smak. Choć stała się zwykłą, bezsmakową balonówką, jej wydmuchiwanie interesowało mnie bardziej niż wysłuchiwanie pouczeń i rad rodzicielki na temat dobrego zachowania w Nowym Jorku, w którym miałam znaleźć się już za niecałe 6 godzin.
Nie dałam po sobie poznać ,że znikające za kolejnymi zakrętami uliczki Seattle powodują smutek. Bardziej starałam się skupić na myśleniu, co późnym wieczorem przychodziło mi z wielkim trudem ,więc skończyło się tylko na tworzeniu kolejnego obrazu zaniedbanego ojca i żałosnych ruchach szczęki, która w końcu zmęczyła się nieustannym żuciem. Pozbyłam się balonówki, pozostawiając ją na klamce w formie miłej niespodzianki dla kolejnego pasażera starego chevroleta mamy, który właśnie zatrzymał się przed niemałym lotniskiem.
Niechętnie wysiadłam z auta, ciągnąc za sobą torbę, której kółka irytująco stukotały. Nie zatrzymałam się nawet by pożegnać matkę, która samotnie pozostała przy czarnym samochodzie, przypominającym z daleka obskurny wóz z lat '70.
Nienawidziłam pożegnań, więc dzielnie stawiałam kolejne kroki w stronę wejścia, nie oglądając się za siebie. Czułam ,że gdy tylko to zrobię, z moich oczu popłyną łzy.
Po odbytej odprawie i innych męczących czynnościach w końcu mogłam odpocząć w samolocie.
Zajęłam swoje miejsce i po wsunięciu torby pod fotel pasażera ,naciągnęłam na uszy słuchawki. Otoczona ulubioną melodią obserwowałam rudowłosą kobietę ,siedzącą obok mnie. Irytowały mnie jej gwałtowne ruchy, przez które każda rzecz wkładana  do torby lądowała na podłodze.
Całą podróż nerwowo notowała coś w zeszycie ,a za każdym razem ,gdy spojrzała za okno robiła się blada i z przerażeniem opuszczała powieki. Najbliższe pięć godzin minęło mi więc na bezsensownym wpatrywaniu się w kobietę i tak wkrótce nadszedł czas powitania Nowego Jorku.
Lotnisko opuściłam w pełni zażenowana i w takim samym nastroju poszukiwałam ojca na zatłoczonym parkingu. Wśród tych wszystkich mężczyzn, ubranych w garnitury i krawaty, nie dostrzegłam ani jednego zapoconego fagasa, co pogłębiło tyko moje przybicie.
-April?
Zadrżałam na dźwięk swojego imienia i widok męskiej dłoni ,która spoczęła na moim ramieniu. Obróciłam się na pięcie, niezdarnie przy tym popychając walizkę.
Pierwszy raz od 10 lat ujrzałam twarz ojca, który ku mojemu zdziwieniu wcale nie był niechlujnym nierobem. Na jego lekko opalonej twarzy przykrytej zadbanym zarostem widniał szeroki uśmiech. Kołnierzyk jego błękitnej koszuli zdobił szary krawat, natomiast w ręku trzymał telefon- przypominający drogi, służbowy sprzęt- i marynarkę, która idealnie dopasowywała się do jego granatowych jeansów.
Nie był tym miłośnikiem McDonalda ,którego obraz godzinami tworzył się w mojej głowie. Przypominał mi bardziej porządnego, zapracowanego prawnika lub szefa znanej nowojorskiej korporacji.
Skinęłam głową i obdarzyłam ojca przyjacielskim uśmiechem, choć tak naprawdę w duchu krzyczałam o powrotny bilet do Seattle.
-Ale urosłaś!- wrzasnął mi do ucha, równocześnie uwieszając się na szyi- Nawet nie wiesz jak bardzo tęskniłem.
Rzygać mi się chciało od tej zbędnej paplaniny, przypominającej bardziej powitanie zakochanych niż obojętnych sobie członków rodziny. Miałam wrażenie, że tak na prawdę nie obchodziło go to czy jestem głodna i zmęczona ,i czy przypadkiem nie poobijałam się zbytnio w tych tłumach na lotnisku.
-Wszytko okey- mruknęłam w czasie, gdy upychał walizki do czarnego mercedesa, o którym w Seattle mogłybyśmy z mamą tylko pomarzyć.
-Sheila już czeka ze śniadaniem- otworzył przede mną drzwi auta, gestem zapraszając do środka- Jak coś przekąsisz to pokarzę ci twoją sypialnie. Odpoczniesz trochę.
-Sheila? -zapytałam, zwinnie zapinając pasy.
Włożył kluczyki do stacyjki ,ignorując zupełnie moje pytanie, po czym spojrzał w lusterko i nacisnął pedał gazu. Powtórzyłam pytanie gładząc ręką skórzaną tapicerkę, którą wyłożone były siedzenia. Bardziej spodziewałam się przymałego forda i walających się puszek po piwie.
-Moja żona. Od razu ją polubisz.
Uśmiechnęłam się miło, choć miałam odmienne zdanie na ten temat. Czułam odrazę do własnego ojca, a co dopiero do jego nowej partnerki.
Spojrzałam w szybę, próbując znaleźć sobie ciekawsze zajęcie niż rozmowa. Mijaliśmy właśnie jakiś park, oświetlony latarniami i choć dochodziła szósta nad ranem pałętała się wokół niego garstka ludzi. Z przyjemnością obserwowałam jak budził się dzień w samym centrum Nowego Jorku i jak kłębiaste chmury odsłaniają zamglone jeszcze słońce.
-To Central Park- powiedział ojciec po dłuższej chwili milczenia-Zobaczysz, że spodoba ci się tutaj.
Ziewnęłam głośno, czym spowodowałam jego cichy śmiech i zanurzyłam się w miękkim siedzeniu mercedesa.
-Masz dzieci?
Znów rozległ się chichot ojca.
-Widzę ,że nie szczególnie interesuje cię architektura miasta.
-Chcę po prostu wiedzieć jak ułożyłeś sobie życie -mruknęłam obojętnie.
Samochód zatrzymał się nagle, więc byłam zmuszona znów spojrzeć przez szybę. Znajdowaliśmy się teraz na kamiennym podjeździe jednego z domów w chyba najbardziej zielonej dzielnicy miasta. Wszędzie ,gdzie zatrzymał się mój wzrok ,widziałam niewielkie drzewa, krzewy i przyjazne ogródki mieszkańców.
-Jesteśmy na miejscu.
Wygramoliłam się z auta ,stając na przeciwko niedużego, żółtego domu, ukrytego w cieniu wysokich jabłoni. Nie zdążyłam nawet dokładnie przyjrzeć się jego okolicy, tak szybko znalazłam się w jego przyjaznym, nowoczesnym wnętrzu.
W przedpokoju, ozdobionym czarno-białymi fotografiami, natknęłam się na szczupłą blondynkę ,która gdy tylko przekroczyłam próg mieszkania przywitała mnie serdecznym uśmiechem.
-Cześć, jestem Sheila.
-April- mruknęłam, wręczając jej kurtkę ,którą odłożyła na mahoniową komodę.
Musiałam przyznać ,że kobieta odznaczała się nadzwyczajną urodą. Jej zaróżowione powieki drżały delikatnie, tak samo jak malinowe usta, gdy tylko się uśmiechnęła. Była zadbana i nawet w byle jak spiętych włosach i  flanelowej piżamie w baranki wyglądała niezwykle seksownie i pociągająco.
-Na pewno zgłodniałaś. Zrobiłam Ci masę kanapek.
Usiadłam przy stole w dużej, przestrzennej kuchni, wypełnionej porannym światłem i ciemnymi barwami mebli i ścian. Muślinowe zasłony kołysały się lekko ,trącając wazon wypełniony świeżymi,czerwonymi różami, których zapach dobiegał aż do moich nozdrzy. Nigdy bym nie przypuszczała ,że mojego ojca będzie stać na tak bogaty i wręcz uroczy wystrój domu.
-No, zjedz coś.
Spojrzałam na talerz pełen najrozmaitszych kanapek i dopiero wtedy poczułam jak mój żołądek upomina się o jakikolwiek posiłek.
Gdy pokonałam już serię kanapek z twarożkiem i szynką ,Sheila zaprowadziła mnie na górę, gdzie znajdował się mój pokój.
Rzuciłam walizkę w kąt ,przyglądając się jasnym meblom, które idealnie kontrastowały się granatowymi ścianami i ciemnymi panelami. Na środku pomieszczenia tkwił biały, puszysty dywan, przypominający misia polarnego, a na przeciwko niego drzwi do łazienki i garderoby.
Rzuciłam się na łóżko, które pod moim ciężarem nie zaskrzypiało, ale przyjemnie otuliło pachnącą, atłasową pościelą.

*

-Dzień dobry ,April.
Spojrzałam na ojca, który jak zwykle rano ,popijając kawę przygotowaną przez Sheile, czytała poranną prasę. Przez prawie dwa miesiące zdążyłam się już do tego przyzwyczaić ,choć dziś wydało mi się to być niezwykle irytujące.
Nadszedł pierwszy dzień w nowej szkole i wciąż nie mogłam pogodzić się z tym ,że nie znam tam nikogo i jestem skazana jedynie na siebie. Widząc swoje odbicie w lustrze, umocniłam się jeszcze w przekonaniu ,że przyjaciół raczej w niej nie znajdę.
 Zjadłam porcję płatków śniadaniowych ,po czym naciągnęłam na nogi zdarte tenisówki i opuściłam dom. Skierowałam się w stronę szkoły, którą ojciec pokazał mi kilka dni temu, gdy jechaliśmy do miasta po podręczniki ,które okazały się cięższe od sześciu kartonów mleka, które niosłam w drugiej ręce.
Gdy tylko zobaczyłam zacieki na oknach budynku, stwierdziłam ,że będzie to najgorsza szkoła do jakiej mogłam trafić. Nienawidziłam zaniedbanych pomieszczeń ,a fakt, że było to miejsce publiczne powodował ,że jeszcze bardziej znielubiłam to liceum i jego przytłaczający wystrój.
Weszłam do szkoły i już na samym początku spotkałam się z wzrokiem innych uczniów. Obserwowali mnie uważnie, przez co czułam się jak terrorystka w więzieniu, planująca zamach.
-Cześć, jestem Naomi. A ty April, prawda ?
Zmierzyłam wzrokiem niską dziewczynę, która zjawiła się przy mnie w chwili ,której nawet nie zauważyłam i jak gdyby nigdy nic podała mi rękę.
-Oprowadzę cię po szkole, jeśli oczywiście chcesz.
Nie potrzebowałam komitetu powitalnego i już miałam jej podziękować, gdy nagle moją uwagę przykuło kilku chłopaków przypatrujących mi się z uwagą. Wysoki blondyn, wysportowany brunet i ubrany cały na czarno szatyn w najlepsze komentowali moją osobę, przez co poczułam się nieco niezręcznie ,a na moich policzkach pojawił się rumieniec.

-Tamta grupka to raczej niezbyt dobre towarzystwo- bąknęła Naomi, wręczając mi miedziany kluczyk do szafki, który wsunęłam do kieszeni.
-A to kto?
Brunet znów spojrzał na mnie, obdarzając swojego towarzysza rozmowy tryumfalnym uśmiechem i sójką w bok. Jego włosy wydawały się idealnie ułożone choć na polu wiał silny, jesienny wiatr ,urozmaicony kroplami deszczu.
-Szkolny przystojniak- mruknęła niechętnie spoglądając w jego stronę- Justin, ale nie masz u niego szans. Sam wybiera sobie koleżanki.

***

Może być dźwięk czyjegoś imienia ? ;o
O Chrystusie, nieważne. ;c 
Przepraszam ,że nie weszłam na wasze blogi, ale Gabrysia jest chora i nie ma chwilowo sił. Postaram się to zrobić gdzieś w tygodniu, kiedy poczuję się lepiej.
Co do rozdziału to miał być dłuższy ,ale wyszedł taki i nie chcę wtrącać niepotrzebnych zdań. Mam nadzieję ,że się podoba i ,że zostawicie komentarze, za które z góry bardzo dziękuję.
 
 



2 komentarze:

  1. Cześć to twoja fanka. Super naprawdę . :) Fajnie, że nie musiałam tyle czekaać . <3 Kocham Cię <3 Mam Dla ciebie szablon. Pisz na maila : serek114@gmail.com
    zuza kowalska ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Czuję, że szykuje się coś naprawdę i intrygującego. Czyżby April i Justin za sprawą przypadku zbliżyli się do siebie? Jestem niezmiernie ciekawa, co takiego wymyśliłaś *.* Same opisy i w ogóle, rozdział jako całość w części gramatycznej i stylistycznej przypadł mi do gustu, chociaż często wyłapuję choćby najdrobniejsze błędy, dziś nie mam zastrzeżeń.
    Fabuła trochę znana, ale czuję, że opiszesz ją w taki sposób, w jaki chcielibyśmy to przeczytać.

    jedna-chwila-jb
    wladca-ruin-podswiadomosci

    OdpowiedzUsuń

Wyraź swoją szczerą opinię : )