niedziela, 26 maja 2013

[09] No matter how they toss the dice, it has to be

April sięgnęła dłonią do kieszeni pożółkłego fartucha, otulającego jej szczupłą talię i upewniwszy się ,że wszyscy klienci  zajęci są poskramianiem niepokonanych maszyn lub popijaniem schłodzonego Burbona, wydobyła z niej zgiętą wpół kartkę, którą wczoraj wyrwała ze szkolnego atlasu.
Jej delikatnie zaróżowione opuszki, drgające lekko ze zmęczenia i przepracowania, czule pogładziły szorstki skrawek papieru, zatrzymując się na tłustym i podkreślonym kilkadziesiąt razy napisie, dumnie głoszącym: Atlanta ,a twarz niespodziewanie pokryła się rumieńcem i szerokim uśmiechem, który w połączeniu z podkrążonymi oczami ,przypominał bardziej grymas niezadowolenia.
Minęły kolejne dwa tygodnie, którym April zawdzięczała jak na razie jedynie nieustający ból głowy i widoczny spadek sił. Czternaście ciężkich dni, mijających wedle określonego schematu ,opierających się głównie na szkole i wielogodzinnej pracy za barem ,zbliżyły ją jednak do dnia, w którym gotowa była w końcu odkryć swój cel w życiu i rozpocząć je zupełnie na nowo. Jeszcze zaledwie piętnaście minut dzieliło ją od ucieczki i upragnionej wolności, której pożądała od początku pobytu w Nowym Jorku.
Praca tutaj, szczególnie w tych ostatnich dniach, wydawała jej się być czymś w rodzaju nieustającej męki, polegającej głównie na napełnianiu alkoholem niedokładnie umytych ,pokrytych smugami szklanek i wysłuchiwaniu jęków maszyn i obelg przegranych hazardzistów. Codziennie w knajpie pojawiało się setki twarzy, a co najmniej połowa opuszczała lokal z przygnębieniem równym temu, które ogarniało April po całodniowym rytuale za barem. Jedynie wyrwana z książki strona, spoczywająca spokojnie w jej "służbowym" ubraniu, a teraz ściskana z wychudzonej dłoni, dodawała otuchy i zagrzewała do monotonnej, a jednak wyczerpującej pracy.
Niespostrzeżenie czyjaś męska sylwetka opadła na barowe krzesło, wydając z siebie przy tym donośne westchnięcie.
-Twoja należność.
W zniecierpliwieniu potarła wierzchem dłoni skórę na policzku, pogrążoną w cieniu rzucanym przez abażurową lampę, po czym chwyciła śnieżnobiałą kopertę, wypełnioną plikiem zarobionych przez nią pieniędzy i rzuciwszy na Mika przeszywające spojrzenie, wsunęła ją za fartuch razem z fragmentem mapy.
-Dzięki- sapnęła ociężale, wymuszając przyjazny uśmiech w stronę mężczyzny- Nie wiesz nawet ile dla mnie zrobiłeś.
Barman skinął nieśmiele głową, próbując na siłę ukryć dłonie w kieszeniach czarnych, przetartych jeansów, podkreślających dumnie jego dobrze zbudowane ciało i ukazawszy szereg śnieżnobiałych zębów, ujął dłoń czarnowłosej. 
-Wykorzystaj je dobrze, April- mruknął pośpiesznie- A teraz leć, jesteś wolna.
Zerknęła ukradkiem na zegar ,wskazujący dokładnie wpół do jedenastej i zupełnie ignorując zmartwione spojrzenia Mika, odeszła od baru, pozostawiając go samego ,tylko z ulotnym wspomnieniem jej kruczoczarnych pukli i podpuchniętych oczu, osłoniętych smolistymi rzęsami.
Uporawszy się z supłem ,rzuciła z bioder fartuch i porzuciwszy go na pierwszym lepszym stole, bez wahania skierowała się do wyjścia, osłoniętego szkarłatnymi zasłonami.
Jej drobne, bezbronne ciało mknęło szybko w stronę mosiężnych drzwi, przedzierając się przez atłasowy materiał, po to ,aby za chwile znaleźć się w ramionach bruneta, który już od dziesięciu minut cierpliwie wyczekiwał jej osoby pod schowanym w mroku nocy "Darts".
Ubrany w ciemne kolory, idealnie pasował do panującej w tej dzielnicy scenerii. Jedynie jego zwiewne, brązowe włosy, jasna skóra, połyskująca w świetle dochodzącym z baru i lśniąca maska mercedesa, rozjaśniały okolicę, którą April obejmowała właśnie pośpiesznym spojrzeniem.Tak szybko chciała oddać się uściskowi Justina, że nawet półokrągły księżyc, któremu uwielbiała przyglądać się już jako mała dziewczynka, dzisiejszego wieczora nie sprawił na niej żadnego wrażenia. Był jedynie elementem, dodającym uroku chłopakowi, który na widok czarnowłosej, uśmiechnął się delikatnie.
-Gotowa?
Zamiast tracić siły na budowanie zbędnych odpowiedzi, przystanęła przy jego bijącej podekscytowaniem osobie i ukryła twarz w zagłębieniach bluzy, chroniącej go przed targającym wiatrem.
W chwili ,kiedy jej usta czule musnęły jego wargi, ujrzała błysk rozkoszy w jego świetlistych tęczówkach. Sam, czując emitującą od niej truskawkową woń ,nie mógł powstrzymać się od wtopienia się w jej czarne włosy, opadające na kościste ramiona i objęciu tali, która wydłużyła się ,by umożliwić dziewczynie złożenie pocałunku na jego zarumienionym policzku.
-Nie mogłem się doczekać.
Szepnął pośpiesznie, po czym chwycił jej wypchaną po brzegi torbę i wrzuciwszy na tylne siedzenie, przypominał tym samym dziewczynie przebieg dzisiejszego poranka, uciekającego w strachu i pośpiechu. Umknęła jej przed oczami scena, w której najciszej jak umiała, by nie zbudzić pogrążonych w śnie domowników, chowała część zawartości swojej szafy do skórzanej torby, a zaraz po tym upchała do kieszeni kilkaset dolarów, znalezionych w kuchennym kredensie. Zaledwie parę minut po krótkiej rozmowie z ojcem, nie wskazującej na nic niepokojącego, wybiegła z domu śpiesząc się na odjeżdżający autobus, który i tak w ostateczności uciekł i pozostawiając ją samą pod dachem przystanku, zmusił do wezwania taksówki.
Wcale nie zastanawiał ją fakt jak zachowają się jej rodzice, gdy tylko spostrzegą że ich jedyna córka postanowiła opuścić dotychczasowe życie i jaką decyzję podejmą ,gdy odrzuci ich kolejne połączenie telefoniczne. Czy będą jej szukać, czy też nie, dla ciekawej swojego przyszłego losu April wszystko było już przesądzone.
Była gotowa przycisnąć czerwoną słuchawkę ,gdy na zrysowanym ekranie, rozbłyśnie napis Mama i choćby czynność tą musiałaby powtarzać cały dzień, wiedziała że tylko tak przyzwyczai ich do swojej niedostępności.
-Jedziemy?- zapytał zniecierpliwiony Justin ,otwierając przed nią drzwi mercedesa- Czeka nas dość długa droga, więc lepiej się pośpieszmy.
-Jasne.
Skinęła głową, po czym opadła na skórzane siedzenie pojazdu, pozbywając się tym samym wszelkich trosk i zmartwień. Wszystko odpłynęło wraz z chwilą, kiedy jej biodra bezpiecznie zanurzyły się w fotelu, a dłonie bezwładnie opadły na kolana, tak samo jak roztrzepane włosy na blade czoło.
Poczuła zapach wolności i swobody, a chichot Justina, jego dziarski uśmieszek i niedopałek papierosa ,ściskany w lewym ręku, tylko utwierdzał ją w tym przekonaniu. Teraz mieli przed sobą jedynie asfaltową drogę, po której pokonaniu, mieli doznać wyczekiwanego szczęścia.
Nie minęło piętnaście minut ,kiedy jej ciało zupełnie przestało reagować na wstrząsy samochodu i rozciągające się za oknem monotonne widoki. Sine powieki ,przykryły mglące się ,zaszklone oczy, zajęte obserwowaniem lasów ,pochłaniających linie horyzontu, włosy całkowicie okryły alabastrową twarz, a głowa uderzała co chwilę o pokryte skroploną wilgocią okno, powodując uśmiech skupionego na dystansie Justina.
-Kocham cię- mruknął, powodując tym samym ,że kąciki ust pogrążonej w letargu April, niespodziewanie uniosły się ku górze.

***

Po ośmiu godzinach nieskończonego przedzierania się przez lasy, nieduże miasta i rozległe pola, pokonali drogę dzielącą ich od Atlanty. Czarny mercedes, którego idealnie nabłyszczona maska, lśniła w świetle wschodzącego słońca, zatrzymał się na położonym na skraju miasta parkingu ,który na chwilę obecną był zupełnie opustoszały.
Justin, po ciężkiej nocy spędzonej za kierownicą samochodu, ledwo poradził sobie z wydostaniem się na zewnątrz, gdzie czekało go miłe uderzenie świeżego powietrza, przepełnionego zapachem poranku i jesiennych liści. Z każdej strony witał go widok ,budzącego się do życia miasta i pustka, która dawała mu wyczekiwane poczucie wolności.
Pewnym ruchem wydobył z kieszeni zszarganego papierosa i rozpaliwszy go plastikową zapalniczką, okrążył swój samochód ,by zbudzić ze snu ukochaną.
Jego dłoń, spocząwszy na alabastrowym policzku ,powoli sunęła wzdłuż kości policzkowej dziewczyny, która ani drgnęła pod dotykiem bruneta.
Wpatrując się w jej uśpione powieki i otulając twarz dymem, wydobywającym się z jego nozdrzy ,doznał uczucia ,które nigdy wcześniej nie miało okazji gościć w jego zgorzkniałym sercu.
Pierwszy raz od niepojętnej ilości czasu ,w głowie bruneta pojawiło się niechciane uczucie żalu, bez opamiętania utrudniające mu teraz najprostsze czynności. Nikotynowy obłok niespodziewanie zatrzymał się w jego gardle, dłoń zakryła szkarłatne usta dziewczyny ,a oczy same skierowały się na jej drobną sylwetkę, nie mogąc zmienić punktu swojego zaczepienia.
Na zewnątrz wyglądał tak spokojnie ,że nie przyciągnął nawet uwagi grupki przechodniów, przechodzących właśnie tuż koło jego ramienia. Wiatr delikatnie uderzał w jego osłupiałą twarz. W swoich myślach walczył tak samo jak jego skóra z ogarniającym go październikowym chłodem.
Czuł ,że w takiej pozycji mógłby pozostać do chwili, kiedy w jego płucach zabraknie oddechu, jednak niespodziewanie gęste rzęsy czarnowłosej, uniosły się ku górze, odsłaniając tym samym zbłąkane tęczówki o błękitnym, głębokim kolorze, które stały się powodem jego momentalnego ocknięcia.
-Jesteśmy. To już tu.
Uchylił wargi i uwolniwszy kłęby popielatego dymu ,obserwował w tym samym czasie April, która  z oporem przetarła dłonią ospałą twarz i skierowawszy swój nieśmiały uśmiech w kierunku przedniej szyby auta, powoli wychyliła się zza drzwi mercedesa.
Ulica, na której się znajdowali ,nie różniła się zupełnie od tych mieszczących się w odległym o setki kilometrów Nowym Jorku. Przypomniała tą samą, którą mijała codziennie w drodze do szkoły, pomijając różnice w banerach reklamowych i odmiennych nazwach kawiarni.
Z każdej strony otuleni byli wąskimi, czteropiętrowymi kamieniczkami z jaskrawą elewacją i białymi okiennicami, które o tej porze dnia kryły większość okien. Asfaltową drogą od czasu do czasu przewijało się jakieś najzwyklejsze auto. W odległym końcu alei można było dostrzec starsze kobiety, osuszające właśnie narożny sklep, w którym- jak głosił olbrzymich rozmiarów plakat- zawsze spotkać można było świeże pieczywo i najlepsze w tej okolicy warzywa.
Czarnowłosa prędko opuściła pojazd ,po czym chwyciwszy swoją torbę, nieco większą walizkę bruneta i jego dłoń, w której jeszcze przed chwilą trzymał papierosa, skierowała się w stronę budynku, na którym mosiężne litery ,tworzyły skromny napis: hotel.
Była tak podekscytowana ,że nie zwracała uwagi nawet na doskonale widoczne nierówności kostki brukowej, przez co już kilkanaście razy, ramiona bruneta zmuszone były do ratowania jej osłabionej, sunącej prędko przed siebie sylwetki.
Weszli do budynku, w którym oprócz recepcjonistki nie dało się dostrzec żywej duszy i z lekkim zniesmaczeniem skierowali się w stronę zaśmieconej papierami lady, przy której znudzona brunetka, zajęta była obgryzaniem paznokci i poprawianiem włosów. Albo wszyscy nadal spali w hotelowych pokojach albo nie było to odpowiednie miejsce do nocowania, o czym utwierdzał ich widok zaniedbanych mebli i warstwy kurzu, pokrywającej lampę, oświetlającą im drogę.Tak czy siak nie mieli możliwości wyboru lepszego azylu. Pozostało im tylko zignorować wyblakły parkiet i zszarzałą zieleń ścian, po czym przetrwać tutaj kilkanaście dni, do chwili aż uda znaleźć im się mieszkanie.
Bridget, jak głosiła plakietka na jej śnieżnobiałej koszuli, z uśmiechem wręczyła im kluczyk do pokoju, dając wyraźne polecenie wspięcia się po schodach na samą górę budynku ,w celu dostania się do pomieszczenia z numerem 106.
-Miłego pobytu w Atlancie- krzyknęła jeszcze za nimi, obserwując jak zdegustowani brakiem windy, zaczęli wędrówkę po zrysowanych stopniach, które po kilku minutach doprowadziły ich na dziesiąty poziom budynku.
W pokoju, w którym znaleźli się zaledwie chwilę później, panowała niezwykle przygnębiająca atmosfera. Pokryte czarnymi smugami okna, osłonięte były nieszczelnie zasłonami w kolorze kawy, a perski dywan ,nierówno rozłożony na jasnoszarych panelach, pełny był plam i niewielkich, wypalonych dziurek. Mebli było tu zaledwie tyle, aby zapełnić pustkę prostokątnego pomieszczenia i odwrócić uwagę od szarych naściennych plam. Łóżko, stojące naprzeciwko drzwi, przybrane było w kwiecistą pościel w niemodnym wzorze. Mała ,nocna lampka zdobiła drewniany stoliczek ,a trzy fotografie Atlanty dumnie wisiały nad drzwiami ,prowadzącymi do łazienki, która z kolei pełna była zacieków i nieprzyjemnego zapachu, dochodzącego z toalety.
Justin opadł na łóżko, automatycznie zagłębiając się w starym, dawno pozbawionym miękkości materacu.
-Urocze miejsce- mruknął ,doszukując się na prześcieradle kolejnych niedoskonałości- Może powinniśmy jednak znaleźć coś prztulniejszego.
April zmierzyła wzrokiem jego utkwione w materiale oczy, po czym objąwszy go ramieniem, wyciągnęła z kieszeni jeansów plik dziesięciodolarówek.
-Zajmijmy się lepiej tym co ważne. Co dalej?
-Znajdę pracę- odpowiedział prędko, wciągnąwszy z plecaka dwie identyczne białe koperty- Wynajmiemy mieszkanie.
-A potem?
-Potem- westchnął ciężko- Potem czeka nas życie jak w bajce.
-I żyli długo i szczęśliwie?
Uśmiechnął się zawstydzająco, lekko podnosząc wzrok w kierunku dziewczyny, która z kolei ściskając dłoń na jego ramieniu wptrywała się tępo w jego sylwetkę, z miną tak poważną, jakiej nigdy wcześniej nie udało mu się u niej dostrzec.
-Dokładnie tak.
Kąciki jej ust podskoczyły ku górze, by po chwili ponownie opaść.
-Boję się tego co będzie, Justin.
-Bezsensu- pokiwał przecząco głową- Skoro mamy siebie to już zawsze będzie dobrze.
Niezbyt zadowolona z odpowiedzi bruneta, odwróciła się na pięcie, wędrując ociężale w stronę jedynego źródła światła w pomieszczeniu.
Wskoczyła prędko na marmurowy parapet i odepchnąwszy łokciem glinianą donicę, pociągnęła w bok krwistoczerwoną zasłonę, która ukazała jej widok właściwej części miasta.
Na oddalonym od nich o co najmniej kilometr wzniesieniu malował się szereg drapaczy chmur, osnutych warstwą porannej mgły i mżawki, która powoli zaczęła skraplać się na ich hotelowe okno. Na linii horyzontu ujrzeć można było sznur samochodów, próbujących dostać się zatłoczonych dzielnic i setki ludzi, którzy już o szóstej nad ranem, wybierali się na przechadzki po gwarnej Atlancie, niczym nie różniącej się od jej poprzedniego miejsca zamieszkania.
-Złaś mi stąd- mruknął Justin, chwytając jej nadgarstki ,które właśnie wędrowały po framudze okna w celu wpuszczenia do pomieszczenia nieco świeżego powietrza.
Chwycił jej talię i ostrożnie ujął w ramiona po ,to by bezpiecznie postawić na ziemi je pozbawioną sił osobę, która z trudem spoglądała teraz na jego zmartwioną twarz.
-Powinnaś trochę odpocząć.
Odwrócił się na pięcie, chwycił jej skórzaną torbę, wygrzebał z jej zakamarków świeżą parę bielizny, piżamę i kosmetyczkę, po czym objął dziewczynę, by skierować ją w kierunku łazienki.
-Teraz już chyba dasz sobie rade, co?
Uśmiechnęła się nieśmiało ,opadając na kabinę prysznicową, która pod jej ciężarem wydała z siebie charakterystyczny trzask. Wzruszyła ramionami.
-Wygląda na to ,że jakoś muszę ci pomóc.
Posłał ku niej stłumiony chichot i zamknąwszy za sobą drzwi łazienki, zbliżył się do wpółżywej czarnowłosej ,rozmasowującej właśnie dłońmi obolałe skronie.Chwycił słuchawkę prysznicową i oparłszy się o ścianę pokrytą jasnobeżowymi kafelkami, potrząsnął nią energicznie.
-Wyobraź sobie ,że to- uśmiechnął się zalotnie- to właśnie jest prysznic.
Zaśmiała się donośnie, spoglądając to na kabinę, to na głupkowatą twarz Justina, utkwioną w jej powiekach, ledwo podtrzymujących się nad szklącymi się oczami. 
-Miałeś mi pomóc, a nie robić ze mnie debila.
-No tak, zapomniałbym. Żeby z niego skorzystać musisz odkręcić wodę.
-Nie rozumiem- uśmiechnęła się ,wlepiając przy tym smutno wzrok w bruneta- Możesz zaprezentować?
Z udanym zażenowaniem wykręcił oczami, po czym postawił ku niej kolejny krok, który wystarczył by zbliżyć ich do siebie na tyle blisko ,aby teraz mógł spokojnie spojrzeć jej w oczy i ponownie sprawić by poczuła się bezpiecznie w jego ramionach.
Zamiast tego zsunął z jej ramienia ramiączko czarnego podkoszulka i obdarzył jej skórę drobnym muśnięciem warg.
-To ja już sama nie wiem jak obsłużyć ten cholerny prysznic- zachichotała mu do ucha, po czym sama przyłączyła się do obdarowywania jego szyi namiętnymi pocałunkami.
Jego spragnione usta powoli sunęły wzdłuż jej obojczyków i ramion, przyprawiając o dreszcze każdy minimetr jej ciała. Czuła jak z każdym kolejnym dotykiem jego warg, serce pulsuje jej coraz mocnej, jakby chciało rozerwać jej zdyszaną pierś. Igrając z szelkami jej bokserki i stanika, powodował ,że jej dłonie same zmuszały go do opuszczenia ich nieco niżej.
Złapała jego błądzące nadgarstki i prowadząc je wzdłuż idealnie wyciętej tali, pozostawiła na biodrach.
Podniecenie ,narastało między nimi z każdym kolejnym muśnięciem. Z trudem powstrzymywał się przed chwyceniem dziewczyny i porwania ją wprost na hotelowe łóżko, które mimo wielu niedogodności pozwoliłoby im oboju wylać wszelkie uczucia.
Cofnął się do tyłu, a napotkawszy ścianę ,pozwolił dziewczynie wciągnąć się do narożnej kabiny prysznicowej. Nie czekając na pozwolenie, pozbawił jej w całości górnej części garderoby. Ona, nie chcąc pozostać mu dłużna, także porzuciła jego T-shirt w odległej części łazienki.
Widok, który spotkały jego oczy, sprawił że dziewczyna nie musiała upominać się już o namiętne zachowania z jego strony. Zrzuciwszy z siebie skarpetki zajął się obdarowywaniem jej dekoltu soczystymi pocałunkami.
Dreszcz przebiegł jej rozpalone ciało. Wplotła dłonie w burzę jego włosów i rozchyliwszy z rozkoszy usta, obserwowała jak jego język delikatnie pędzi wzdłuż jej klatki piersiowej i unoszącego się w oddechu brzucha.
W chwili ,gdy jego dłonie zaczęły zajmować się guzikiem jej spodni, mimowolnie wbiła paznokcie w skórę na jego plecach.
-Nie, nie przestawaj.
Posłusznie spełnił jej polecenie i zerwawszy z niej spodnie, nie skończył na pieszczeniu jej drobnego ciała, które teraz opierając się na kafelkowanej ścianie, wygięło się w łuk, czekając na dalszy rozwój akcji. Delikatnie zsunął z jej bioder koronkowe figi ,cały czas spoglądając przy tym w jej oczy, jakby oczekiwał protestu z jej strony.
Nic nie wskazywało na to ,że czarnowłosa zapragnie końca ich bliskości. Wręcz przeciwnie, pomogła mu nawet pozbawić się wszelkiego ubioru i uruchomić prysznic, spoczywjący teraz tuż nad ich głowami.
Zimny strumień wody przebiegł po ich rozgrzanych ciałach.
Pchnął czarnowłosą na ścianę i odchyliwszy ku tyłowi jej wykrzywioną z rozkoszy twarz ,postanowił dojść do punktu kulminacyjnego ich przedstawienia.

-Nie jesteście podobne do mojej róży, nie macie jeszcze żadnej wartości - powiedział różom. - Nikt was nie oswoił i wy nie oswoiłyście nikogo. Jesteście takie, jaki był dawniej lis. Był zwykłym lisem, podobnym do stu tysięcy innych lisów. Lecz zrobiłem go swoim przyjacielem i teraz jest dla mnie jedyny na świecie.
Róże bardzo się zawstydziły.
- Jesteście piękne, lecz próżne - powiedział im jeszcze.  - Nie można dla was poświęcić życia. Oczywiście moja róża wydawałaby się zwykłemu przechodniowi podobna do was. Lecz dla mnie ona jedna ma większe znaczenie niż wy wszystkie razem, ponieważ ją właśnie podlewałem. Ponieważ ją przykrywałem kloszem. Ponieważ ją właśnie osłaniałem. Ponieważ właśnie dla jej bezpieczeństwa zabijałem gąsienice (z wyjątkiem dwóch czy trzech, z których chciałem mieć motyle). Ponieważ słuchałem jej skarg, jej wychwalań się, a czasem jej milczenia. Ponieważ... jest moją różą.
Powrócił do lisa.
- Żegnaj - powiedział.
- Żegnaj - odpowiedział lis. - A o to mój sekret. Jest bardzo prosty: dobrze widzi się tylko sercem. Najważniejsze jest niewidoczne dla oczu.
-Najważniejsze jest niewidoczne dla oczu - powtórzył [...] ,aby zapamiętać.
-Twoja róża ma dla ciebie tak wielkie znaczenie, ponieważ poświęciłeś jej wiele czasu.
-Ponieważ poświęciłem jej wiele czasu... - powtórzył [...] ,aby zapamiętać.
-Ludzie zapomnieli o tej prawdzie - rzekł lis. - Lecz tobie nie wolno zapomnieć. Stajesz się odpowiedzialny na zawsze za to, co oswoiłeś. Jesteś odpowiedzialny za twoją różę.
-Jestem odpowiedzialny za moją różę - powtórzył [...] ,aby zapamiętać. *

 _____
*Antoine de Saint-Exupéry "Mały książe" (fragm.)

To wszystko co udało mi się napisać w ciągu tych długich tygodni, trochę nie miałam natchnienia ,więc to wszystko nie trzyma się kupy, podoba mi się tak sobie. No dobra, końcówka troche porno (i kompletnie mi nie wyszło, to nie tak miało wyglądać, wszystko za szybko się dzieje ),ale macie w końcu rozdział ,którego tak długo wyczekiwaliście.
Byłby nieco wcześniej jednak miałam chwilowe problemy z internetem (podziękujcie mojej mamie, która mimo moich ciągłych próśb, nie miała czasu by zadzwonić po jakiegoś fachowca) no i z życiem osobistym.
Ej, ale już jest lepiej. Powoli wychodzę na prostą ,rok szkolny się kończy, a dzięki temu zapewniam Was ,że wracam tu z nowymi pomysłami, weną i szybszymi rozdziałami. Taktaktak, idziemy do przodu <3
Chyba miałam zamiar napisać tu coś ważnego, ale zupełnie wpadło mi z głowy.
Nieważne w sumie.
Przepraszam, że Was tak zawiodłam i dziękuję za to ogromne wsparcie w komentarzach. Ku mojemu zdziwieniu statystyki wciąż rosną.
Chciałam Wam się jakieś dwa tygodnie temu zrewanżować za to ,że musieliście tak długo czekać i zrobiłam drugi zwiastun, łapcie linka: KLIK. Trochę mi się tam coś popsuło w połowie, ale mam nadzieję ,że mimo tego Wam się spodoba.
Czekam na komentarze, w razie pytań piszcie na gg (i poganiajcie mnie do pisania), kocham Was Pyśki, za to że wciąż tu jesteście i czytacie te moje wypociny, za to że mimu tych wszystkich moich zawodów, wciąż potraficie napisać mi ciepłe słowa. 

















10 komentarzy:

  1. Boskie :) szkoda ze nie dokonczylas

    OdpowiedzUsuń
  2. Obstawiłam, że będę pierwsza, ale KTOŚ mnie wyprzedziło. Bardzo podoba mi się rozdział. Tak tylko chcę zapytać.. Przecinki wstawiasz po przerwie, ale czy to nie jest błąd? Ja tak właśnie na info wstawiłam i miałam błąd :o Może ja tylko mam takich nienormalnych nauczycieli. Nie wiem co napisać. Chyba doszukałam się literówki, a może mam tylko jakieś zwidy. Aha, szablon. On taki jakiś kolorowy, a opowiadanie kolorowe nie jest. Oczywiście tobie ma się podobać, a nie mnie. To chyba wszystko. Innym razem napiszę więcej. Pozdrawiam, Yuki. <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przecinek stawiam przed przerwą, jednak czasami jak szybko piszę na klawiaturze to zdarzy mi się go postawić po tej pauzie, a sprawdzając tekst nie widzę takich błędów. Co do szablonu to mam właśnie zamiar zająć się tym w najbliższym czasie i dokonać zmian w wystroju bloga : ) (szukam jakiejś uzdolnionej blogerki, więc jeśli ktoś podjąłby się zadania lub znał idealną osobę to śmiało pisać na gg)
      Dziękuję za zwrócenie uwagi, pozdrawiam <3

      Usuń
  3. W KOŃCU <3
    kiedy kolejny ? :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ah, jak ja kocham to opowiadanie! Mówiłam już Ci, że jest przecudne? Zazdroszczę Ci aż tak ogromnego talentu.
    Czytam ten rozdział i nagle dobiegam do końca. Nawet się nie zorientowałam. Nie możesz nawet wyobrazić sobie mojego żalu. Dziwię się, że April tak szybko zdecydowała się na ucieczkę z Justinem. Przecież prawie go nie znała. Boję się co on jej zrobi i jak April to zniesie. Są naprawdę słodcy! Haha. :) Czekam na następny i dodawaj go szybko kochana!
    Pozdrawiam i życzę weny.
    [die-in-your-arms]

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdział zaliczam do udanych, tak jak wszystkie, czekam na następny z utęsknieniem <3

    OdpowiedzUsuń
  6. To opowiadanie jest zdecydowanie jedynym z najlepszych jakie czytałyśmy. Masz ogromny talent i mam nadzieję, że nie zmarnujesz go.
    Już od pierwszego rozdziału pokochałyśmy zarówno April jak i Justina. Tego drugiego trochę bardziej, głównie dlatego, że strasznie nas intryguje i zachęca do poznania go.
    Czekamy z utęsknieniem na następny! :)
    Pozdrawiamy i zapraszamy do siebie.

    [her-romeo-his-juliet.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń
  7. Jesteś super piszesz zajebiście czekam na nn. Zapraszam do mnie http://everything-haschanged.blogspot.com/2013/06/1-rozdzia-moje-zycie-nagle-stracio-sens.html?m=1

    OdpowiedzUsuń
  8. Nominowałam Cię do The Versatile Blogger. Szczegóły tutaj: http://some-dreams-are-destroying-life.blogspot.com/p/dostaam-nominacje-do-versatile-blogger.html. xoxo

    OdpowiedzUsuń
  9. hej ^^ Fajny blog!*.* Zapraszam do sb <http://www.zielonogorski-akcent.blogspot.com/ :*** ♥ Będę dodawać do obserwatorów , tylko komentować ! ♥

    OdpowiedzUsuń

Wyraź swoją szczerą opinię : )